2023.09.15-17 Wycieczka do Zielonej Góry „ Święto Wina"

Array Drukuj Array

Jeszcze  jedne  atrakcje  Polski  warte  zobaczenia

 

 

Trzy w jednym na szkoleniowej wycieczce na winobranie do Zielonej Góry to tak zorganizowana 3-dniowa wyprawa we wrześniu, by zobaczyć przy okazji jeszcze coś wartego uwagi. Małgorzata Gołębiowska i Tadeusz Krawczyk wyszli z podstawowego dla przewodników założenia, jak: poznawanie własnego kraju oraz uczestniczenie w jego świętach i innych ważnych wydarzeniach. Tak więc uczestnictwo w świętowaniu winobrania w Zielonej Górze uatrakcyjnili zwiedzeniem umocnień w Międzyrzeczu oraz parowozowni w Wolsztynie.

Wyjazd o 6. rano z Lęborka na Szczecin, a już 12.13 widzimy drogowskaz na Międzyrzecz i po 10 minutach wysypujemy się z autokaru.

Umocnienia w Międzyrzeczu oglądałam w 1968 roku w ramach „Lubuszanek”, czyli poznawania przez studentów UŁ tzw. Ziem Odzyskanych. Jak stwierdziłam po pokonaniu trasy zwiedzania to wtedy pokazano nam tyle co nic z zachowanych fortyfikacji. Po prostu bunkry jeszcze nie były profesjonalnie przygotowane do pokazywania turystom. 1500 m, które   przeszliśmy z przewodnikiem to trasa krótka, 1,5-godzinna. Na całość potrzeba 8 godzin.

Międzyrzecki Rejon Umocniony uchodzi za największą fortyfikację w Europie na powierzchni 8 000 km kw. i 35 km długości zachowanych korytarzy. Od głównego korytarza odchodzą liczne węższe boczne, które prowadzą do różnych pomieszczeń bojowych, sanitarnych, magazynowych, koszarowych i in. Bunkrów jest 30. Budowano go w l. 30. ub. wieku, począwszy od 1925 r. Jednocześnie jest to rezerwat nietoperzy. Na szczęście żaden nad głową mi nie przefrunął, bo to – zapewniam - bardzo niemiłe uczucie.

Jakie wrażenie zrobił na mnie spacer, niełatwy także z powodu poziomów i schodów, może sobie wyobrazić tylko ten, kto ma podobne klaustrofobiczne odczucia w takich ponurych zimnych korytarzach i pomieszczeniach.

Z Międzyrzecza jechaliśmy ok. 70 km wąską szosą między polami kukurydzy i przyjaznymi lasami sosnowymi do Wolsztyna. Na horyzoncie słabo rysująca się statua Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie zadziwiała wysokością. Ma 36 m, a dodatkowo stoi na wysokim nasypie, jakby pagórku.

Parowozownia w Wolsztynie ma tę przewagę nad innymi muzeami parowozowymi, że jest nadal czynnym zakładem pracy, a stare zabytkowe już lokomotywy są nadal sprawne i mogą brać udział w dorocznej paradzie parowozów całej Europy. Ostatnia XXVII odbyła się 19 sierpnia br. Nasz Ty 42-24 prezentował się okazale, co można zobaczyć na folderach reklamowych. Spacer z zakochanym w tych lokomotywach przewodnikiem obejmował oryginalną sympatyczną prezentację Pięknej Heleny, stojącej na torze, z możliwością wejścia do kabiny maszynisty oraz tajniki hali parowozów, zwiedzanie wagonu, liczącego ponad 100 lat, a na koniec salek muzealnych w budynku dworca z kolekcją artefaktów używanych w kolejnictwie. Poza opowieściami o minionej przeszłości tych zadziwiających pojazdów, jakim  okazał się wynalazek Stevensona, nasz przewodnik  przedstawił obecne funkcjonowanie parowozowni. Zaproponował przejazd drezyna ręczną, z czego skorzystali śmiałkowie ku uciesze widzów. Na plus dyrekcji dodam ozdobne bilety wstępu z pamiątkowym stemplem.

Po tych przygodach turystycznych, zakwaterowaniu i obiadokolacji  w pensjonacie w Wilczych, wsi turystycznej koło Wolsztyna koleżeństwo, nadal w formie pomaszerowało nad jez. Wilcze, a może nad Wuszno, bo spacer z pensjonatu nad to drugie jezioro podobnej długości, a woda do kąpieli podobno lepsza.

W sobotę rano do Zielonej Góry tylko 40 km. Tam na Winnym Wzgórzu nieopodal Palmiarni parkujemy i spotykamy się z przewodnikiem, Hubertem Małyszczykiem. Z nim spacer po paropiętrowej, imponującej zbiorami oryginalnych palm. kwiatów, krzewów palmiarni. Obowiązkowe zdjęcia przy fontannie z kulą ziemską, a potem  w Parku Winnym z widokiem na panoramę miasta łykamy historię i ciekawostki o nim i o miejscu, na którym stoimy. Zatrzymujemy się na zboczu przy dopiero co odsłoniętej rzeźby miejskiej pod nazwą „Generacje”. Jest to przedziwna instalacja lustrzana Oskara Zięty z Warszawy, ale z sentymentem do Zielonej Góry, bo tu się urodził i mieszkał. Lustra maja zachęcał do patrzenia w przeszłość, by tworzyć przyszłość. Dalszy spacer już ulicami na stare miasto tętniące świętem Winobrania, bo i lunapark i deptak pełen atrakcji i przeróżnych kramów, a tłumy mieszkańców i gości zapełniają wszystkie ulice i uliczki. Zatrzymujemy się przed muralem Maryli Rodowicz, honorowej obywatelki miasta, odsłoniętym z okazji tegorocznego święta. Spacery po rynku z ratuszem, gdzie dookoła stoiska winiarzy z degustacją lokalnych win, po pchlim targu itp.  zostawiamy na potem, bo spieszymy na korowód, największą atrakcję Dni Zielonej Góry. Tam to są dopiero tłumy narodu. Kilka trybun zapełnionych, zajęte wszystkie miejsca przy bandach wzdłuż jezdni alei Konstytucji 3. Maja, by jak najwięcej zobaczyć, co winnice, instytucje miasta, szkoły, kluby, fundacje, zrzeszenia itd. przygotowały na tę okazję. Dominują gwar i kolory, co widać na zdjęciach. Znaleźć po korowodzie miejsce w kawiarni to prawie wyczyn. Jeszcze warto zajrzeć do galerii, by zobaczyć, jakie plakaty w tym roku nagrodzono. Trafnie.

Wieczór spędziliśmy w winnicy Winnogóra Bogdana Macewicza. Degustacja mnie nie zachwyciła, choć sala w atrakcyjnym dworze efektowna. Może dlatego, że trwała krócej niż przydługi spacer po prawdziwie przepięknym ogrodzie p. Anny Macewiczowej, gdzie komary cięły niemiłosiernie.

Niedziela została na zwiedzanie Gorzowa Wlkp., konkurującego z Zieloną Górą, ale wg mnie z małą szansą na przebicie. Robert Piotrowski, przewodnik zaczął zapoznawanie nas z miastem od objazdu autokarem po obrzeżach, żeby pokazać, jak docelowo to miasto będzie wyglądało w niedalekiej przyszłości, na razie marnie, ale już starówka jest atrakcyjna. Jak się odrestauruje wszystkie secesyjne i eklektyczne kamienice, których na szczęście sporo, to może… Na pewno warto polecić kuchnię domową w jadłodajni FIESTA, gdzie prawdziwie niedzielnym obiadem żegnaliśmy miasto.

Marszrutę Małgosia i Tadzio dopracowali w szczegółach i jak zwykle wycieczka okazała się udana nad podziw. Autokar był wygodny, kierowca doskonały, miejsce noclegów idealne pod każdym względem, koleżeństwo zdyscyplinowane, a dodatkowo, a może przede wszystkim - dopisała pogoda jak na zamówienie. Tydzień później zielonogórskie takiej słonecznej pogody, odpowiedniej dla tego święta  już nie miało. Toteż uczestnicy i organizatorzy wracali do domów radośni i bogatsi w wiedzę i niezapomniane wrażenia. Z każdym takim powrotem odczuwam dumę i podziw, że mamy taki piękny kraj, obfitujący – mimo zawirowań dziejów – w liczne dobrze zachowane miejsca historyczne i zabytki, świadczące o wysokim kunszcie ich autorów.

Po raz kolejny potwierdzam, że nasze wycieczki to każdorazowo gwoździe dorocznych programów szkoleniowych.

Tekst i fot. Iw. Ptasińska

galeria